Coś już wczoraj przeczuwałem, bo po powrocie z wieczornego spaceru, wymyśliła sobie kąpiel z szamponami. Nie zwykłe mycie łap, tylko jakieś szaleństwa. Potem zaniosła mnie do pokoju i zaczęła się tortura czesania. Oczywiście jak to ona pstryknęła zdjęcie, a potem zawinęła mnie w suche ręczniki i kazała leżeć. Nawet chętnie się zdrzemnąłem, bo siedziała obok i szalała w Internecie.
Rano na sp
acerze znowu zrobiła zdjęcie, ale nie zwracałem na to uwagi, bo ona bez przerwy lata z aparatem. W południe wzięła smycz i powiedziała idziemy na spacer. Ucieszyłem się jak głupi. Biegłem radośnie, aż nagle znalazłem się przed salonem piękności dla piesków. Chciałem zawrócić, ale trzymała mocno smycz, do tego za drzwiami witały mnie radośnie trzy spanielkowe dziewczyny.
Zostawiła mnie na tym stole, porozmawiała chwilę z panią od psich fryzur i poszła sobie, a ja zostałem sam z tymi grzebieniami i maszynkami. Po wytarganiu mi większości futra, wygoleniu, obcięciu pazurków i usunięciu jednego kleszcza był koniec tortur.
Zostałem zamknięty w klatce i czekałem aż raczy przyjść po mnie. Na szczęście nie trwało to długo, a w domu czekały na mnie przysmaki i pyszna kość.
Ale chyba i tak nie polubię tych zabiegów .