Na spacerze, nad brzegiem Wisły zobaczyłem pełno białych piór. Pomyślałem sobie, że ktoś napadł na biedne łabędzie i postanowiłem, że wykryję sprawcę. Wprawdzie jestem prawie psem myśliwskim, ale pies to pies, nos swój ma i może wywęszy6ć to i owo. Nie po to karmiliśmy łabędzie całą zimę, żeby teraz ktoś robił im krzywdę.
Postanowiłem zbadać miejsce zbrodni i porozmawiać z łabędziami. Z zapałem zabrałem się za śledztwo.
Zbadałem ślady i zagadnąłem kilka łabędzi. Konwersacja szła nam słabo. Najpierw usiłowały mi wmówić, że nie mogą ze mną rozmawiać, bo ludzie nazywają je nieme i już myślałem, że będę musiał przekupić je chlebkiem, ale na szczęście znalazły się dwa, które niechętnie, ale zgodziły się porozmawiać po starej znajomości.
Rozglądnęły się i zasyczały do mnie dyskretnie.
- Daj spokój z tym śledztwem, tu nie było żadnej zbrodni, to tylko walka o władzę.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz