
Początki w nowym domu nie były radosne. Wsadzono mnie do wanny , wykąpano, usiłowano wyczesać, wycinając zbite filce, a do tego dostałem coś dziwnego do jedzenia. Trochę trwało, zanim udało mi się wszystkich przekonać, że psy takie jak ja, najbardziej lubią marchewkę i inne jarzynki.
Potem wyprowadzono mnie do parku, żebym poznał otoczenie i to mi się spodobało, bo tak blisko domu, a ile nowych koleżanek i kolegów.
Na drugi dzień, wsadzono mnie do samochodu (którym lubię jeździć) i wywieziono w dziwne miejsce. Z jednej strony fajne, bo dużo miejsca do biegania, a z drugiej straszne, bo pełno jakichś dziwnych istot; gdaczących, meczących i tupiących. Byłem cały przerażony spotkaniem z tym nowym światem, na szczęście byli też ludzie, którzy pocieszyli, pogłaskali i dali kawałek marchewki na poprawę humoru. Jednak z radością wskoczyłem do samochodu, żeby wrócić do domu.



1 komentarz:
Dzisiaj zaczęłam czytać Twój blog,Lolek.Podoba mi się.Ty tez jestes fajny.
U nas też są takie meczące.Jak idę z NIĄ w lecie na spacer,to nieraz całe stada spotykamy,ale ONA nie pozwala mi z nimi biegać.
W ogole na wiele rzeczy mi nie pozwala.W aucie to zawsze pcha sie przed kierownicę,a mnie każe siedzieć na tylnym siedzeniu.Nawet JEJ do głowy nie przyjdzie,że ja może tez bym chciała poprowadzić-w końcu tyle lat już jeżdżę,ze chyba umiem,nie?
Fajnie by było,jakby dały nam kiedyś autko,i pojechalibyśmy sobie gdzieś razem...Trzeba będzie to jakoś załatwić.
Na razie pozdrawiam.Twoja M.
Prześlij komentarz