czwartek, 21 lutego 2008

Kość

Dawno temu, niedługo po tym jak zamieszkałem w domku, przyniosła ze sklepu coś dziwnego. Obgotowała to i dała mi. Nie bardzo wiedziałem co z tym zrobić, bo nigdy nic takiego nie widziałem. Było to twarde, jakoś dziwnie pachniało i raczej niewygodne do zabawy. Usiłowała mnie przekonać, że to się je, ale to nie były jarzynki, ani serek. Powiedziała, że jest to kość i że wszystkie psy to jedzą. No chyba nie wszystkie, bo ja nigdy tego nie jadłem.

Postanowiłem to wykorzystać do zabawy. Niestety nikt nie chciał się ze mną bawić. Wymyśliłem więc taki śmieszny sposób zmuszenia ich do zabawy ze mną. Podchodziłem z tą kością kładłem koło ich nóg, a jak się schylały, albo chciały przesunąć nogą, przypadałem do kości i zawzięcie warczałem. Na początku trochę krzyczały na mnie, ale potem do nich dotarło, że to zabawa i mogliśmy się tak bawić cały dzień.

Dopiero chyba przy trzeciej kości odkryłem, że to naprawdę można przynajmniej częściowo zjeść, no ale wtedy już moje zęby były mocniejsze.

Brak komentarzy: