wtorek, 19 lutego 2008

Malowanie

Przytachały ze sklepu jakieś puszki wiaderka i powiedziały, że będą malowały.

Ucieszyłem się, bo znowu coś się będzie działo ciekawego. Niestety zaczęły od zwinięcia mojego ulubionego dywanika. Potem zaczęły zdejmować różne rzeczy ze ścian i pakować, co bardzo mi się spodobało, bo mogłem te rzeczy wszystkie z bliska zobaczyć. Potem powynosiły część mebli i zabrały się za mycie ścian. Postanowiłem im pomóc w pracy i polowałem na gąbkę. Gdy tylko była w moim zasięgu łapałem ją i nosiłem. Niestety nie jestem wysoki, więc ciężko mi było myć ściany, ale za to czyściłem parkiet.

Całkiem nie mogę pojąć, dlaczego nie były zadowolone.

Po myciu zaczęło się malowanie. Pomieszały farby z różnych puszek i poszły w ruch pędzle i wałki. Byłem bardzo pomocny, bo biegałem po pokoju i czatowałem na niepotrzebne w danej chwili pędzle. Usiłowałem wypróbować wałek do malowania, ale był wysmarowany jakąś niesmaczną farbą.

Na początku to malowanie nawet mi się podobało, ale byłem szczęśliwy, że co jakiś czas robiły przerwę i wtedy biegliśmy na spacer. Po kilku dniach tych remontów, miałem już dość. Farby śmierdziały, kanapa była przykryta folią i nie było mojej ulubionej poduszeczki. Codziennie patrzyłem na nie z nadzieją, że może wyniosą te puszki i drabiny i wszystko wróci do normy. Upłynęło jeszcze kilka dni i wreszcie zabrały się za porządki i przesuwanie mebli. Radośnie pomagałem przy sprzątaniu i rozwijaniu dywaników. Zaglądałem w każdy kąt, czy wszędzie dobrze posprzątały i nie zostawiły gdzieś jakiejś puszki.

Niestety zauważyłem, że zapomniały jak przed tym malowaniem stały meble i postawiły je w innych miejscach. Starałem się im to powiedzieć, ale nie słuchały mnie. Przez ich sklerozę, mój materacyk wylądował w całkiem innym miejscu. Przecież z tego miejsca nie będę widział, co się dzieje w mieszkaniu. Jedyna pociecha, że teraz mam blisko do komputera

Brak komentarzy: