Wczesną wiosną na spacerze zakochałem się w seterce irlandzkiej. Zakochałem się tak, że świata poza nią nie widziałem. Biegłem za nią krok w krok, licząc na trochę przychylności.
W pewnym momencie jakby z daleka doszedł do mnie znajomy gwizd i stanowcze „wracaj natychmiast”.
Zwariowała, JA JESTEM ZAKOCHANY, A ONA KAŻE MI WRACAĆ.
Jednak razem z gwizdem zaczęły do mej świadomości docierać jakieś inne mało przyjemne uczucia. Jeszcze nie całkiem przytomny zacząłem się rozglądać i ku swemu przerażeniu zobaczyłem, że jestem w zimnej, brudnej wiślanej wodzie kilka metrów od brzegu.
Fuj jak można kąpać się w takiej paskudnej cieczy, a do tego w taki zimny dzień.
Natychmiast obrałem kierunek do brzegu, żeby jak najszybciej wydostać się z tego paskudztwa, a potem szybko pobiegliśmy do domu.
Kiedy ciepła woda zmywała resztki szamponu z futerka, przypomniałem sobie o dziewczynie i doszedłem do wniosku, że chyba to nie była dziewczyna dla mnie.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz